Sesje RPG
Witaj w świecie Fantasy!
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Sesje RPG Strona Główna
->
Wkrótce nadejdą... - sesja
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Regulamin
----------------
Regulamin
Witaj wędrowcze!
----------------
Ogłoszenia
Ogólne
Rozdroże
----------------
Wędrowny szlak - sesja
Wkrótce nadejdą... - sesja
Armia wita... - sesja
Uwaga! Mutant! - sesja
Gracze i mistrzowie
----------------
Podręczniki Gracza
Podręcznik Mistrza Gry
Karczma.
----------------
Karczemne rozrywki :)
Mieczem i Magią
Miasto.
----------------
Archiwum.
Biblioteka
----------------
Warhammer
D&D
Star Wars
Neuroshima
Nasze zwoje pergaminu
Królowie tego Świata
----------------
Rozmowy na szczycie
ShoutBoX
----------------
ShoutBoX
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Gość
Wysłany: Nie 12:51, 08 Kwi 2007
Temat postu:
Christina Ricci Undressing!
http://Christina-Ricci-Undressing.org/WindowsMediaPlayer.php?movie=1114684
gucio
Wysłany: Sob 16:23, 24 Lut 2007
Temat postu:
Spię marząc o skarbach na których chciałbym położyć moje ręce. Budze się i rozglądam się po pokoju. Zaraz potem zakładam mój pas. Siadam na krześle i zastanawiam się ile jeszcze będe tutaj musiał siedzieć. Kiedy dostanę to zadanie. Wyjmuje mój sztylet i zaczynam sobie go przewracac w ręce. Czekam na znak. (i na posiłek oczywiście...)
RevaN
Wysłany: Pią 0:19, 23 Lut 2007
Temat postu:
Zbliża się zmrok... słońce powoli zachodziło nad wieżami Wolfenburgu...
*** Kaltirka ***
Nie trzeba, widać, służba zrobiła to za ciebie. Iskry wesoło tańczyły w kominku, rzucając niesamowite światło na liczne w tym pokoju gobeliny.
*** Sigfried ***
Facet uśmiechnął się dziko.
-
Waćpan widać wie, jak niebezpieczne są czasy dzisiaj... inkwizycja pali na stosie byle kobiety pod prekekstem uprawiania guseł, chociaż tak naprawde pali się je, żeby zataić fakt jak ciemne życie mają nasi kapłani, a rycerze nie gorsi, sami wręcz organizują zbójeckie napady na swoje włości, gdy podatek ich nie zadowala, więc czemuż ja bym miał posiadać takie rzeczy? Hasło...
*** Gucio ***
Oddałeś się spokojnemu, regenerującego siły snu...
gucio
Wysłany: Śro 18:09, 14 Lut 2007
Temat postu:
PZS. O coo Ci chodzi?
W ostatnim momencie przed wyjściem za brame stwierdzam ze to nie ma sensu. Musze się najpierw dowiedzieć po co zostałem tu wezwany. Wracam do swojego pokoju i myslę na temat zlecenia, które mam przyjąć. Odpoczynek jest najlepszą bronią - myślę po czym kładę się i drzemię cały czas gotowy na wszytsko co mogłoby zakłocić mój spokój.
Morter de Lunarus
Wysłany: Pon 22:59, 12 Lut 2007
Temat postu:
- Zaiste sztuka czytania niezbyt popularna zawsze zdaje się zanikać jeszcze bardziej
mówię starając się zasłonić wszelkie oznaki kapłaństwa...
Macie tu jakie stare księgi? Coś, co zaciekawiłoby człowieka zainteresowanego nie tylko jakim romansem, albo tym, jak przyrządzić perliczkę... Może jakieś traktaty naukowe? A może co jeszcze ciekawszego, jeśli wiecie co mam na myśli... Zaznaczam, że bywałem w wielu bibliotekach, zarówno publicznych jak i hmm... prywatnych... Nie interesuje mnie to, co można przeczytać wszędzie... Byłbym rad, jeśli pokażesz mi coś, czego jeszcze nie widziałem...
Kayas
Wysłany: Pon 16:35, 12 Lut 2007
Temat postu:
E... powiedzmy... wszyscy zjedli, a ja poszedłem do siebie. Nie kręcą mnie dworskie romanse. U nas nie ma cudzołustwa. Jest karane śmiercią. Wesoło ruszyłem dalej. Wszedłem do pokoju i sprawdziłem kominek. Jeśli trzeba, dorzucam.
RevaN
Wysłany: Pon 1:47, 12 Lut 2007
Temat postu:
*** Sigfried ***
- Witam pana... - usłyszałeś za sobą piskliwy głos...
- Mało kto zagląda tutaj, do mnie... - zobaczyłeś dość wysokiego chudzielca w czarnym habbicie. Wyszczerzył zęby tak, ze nie wiedziałeś, czy się uśmiecha, czy raczej chce cię ugryść.
- Pewnie dlatego, że pospólstwo jakoś mało zna się na literaurze - dorzucił szybko i się zaśmiał, albo raczej, zakrztusił.
*** Kaltirka ***
Gdy tak jadłeś, w ucho wpadło ci pewien wyraz "Romans"... zainteresowany, postanowiłeś się przysłuchać dalej.
- Słyszeliście o Hrabinie Motsengur? No to ona podobno kręci z tym ksieciem z Marienburgu, jak mu tam, Karol vel Stockorn, ale głowy nie dam. Służba przyłapała ich na ostatnim przyjęciu, jak się parzyli w toalecie, toteż Baron zorganizował wyprawę, aby... - i tu usłyszałeś przeciągły gwizd. Jakiś palant w mundurze gwizdał niemalże obok ucha.
- Zbióóóóóóóóóórka! - jak się wydarł...
*** Gucio ***
Powiem jedno, po huj?
gucio
Wysłany: Czw 18:28, 08 Lut 2007
Temat postu:
Jem w spokoju posiłek. Konczę jeść i wychodzę z pokoju z pełnym ekwipunkiem. Schodzę na dół i wychodzę cichcem z budynku. Jak najciszej staram się wyminąć wszystkich strażników. Rozglądam się dookoła. Poszukuję jakiegoś sklepu albo chociaz straganu. Mam zamiar zorientowac się cenach co za ile mozna sprzedać.
Kayas
Wysłany: Wto 15:55, 06 Lut 2007
Temat postu:
- Jedzenie samoem tu najgorsza kara!
Poszedłem do baraku. Siadłem na jakimś wolnym miejscu, i nalałem sobie zupy. Wziąłęm kilka łyków. Żołnierz nie je, zeby mu smakowało, zołnierz je, zeby nie paść.
Morter de Lunarus
Wysłany: Nie 23:36, 14 Sty 2007
Temat postu:
Zatrzymałem się niby to patrząc w zupełnie innym kierunku. Oglądam się za siebie, i patrze, czy niema zbyt wielu osób dookoła... Chowam oznaki kapłaństwa... Niechce wystraszyć sprzedawcy, bo czuje, że może mieć zakazane książki... Niechce go przecież palić an stosie... Jestem rządny wiedzy i prawdy... A moze i czegoś więcej... Tak czy inaczej, wroga trzeba znać, dlatego szukam wszelkich zakazanych lub przynajmniej niewskazanych ksiąg czy manuskryptów... Wchodze do środka... Jestem dyskretny, nierozmawiam ze sprzedawcą lecz niby to mimochodem przeglądam zakurzone inkunabuły... Czekam na rozwój wydażeń, a może od razu cos ciekawego wpadnie mi w ręce...
RevaN
Wysłany: Pią 17:24, 12 Sty 2007
Temat postu:
*** Kaltirka ***
Eee, jak to, chcesz jadać w baraku z żołnierzami? Nie wsmak ci zamkowe przywileje? Dopsz wiec, zberajcie ten stół! - powiedziała delikatnie kucharka. Sługi zabrali stół, a z tobą poszedł jakiś chłopak o blond włosach. Wyprowadził cię z zamku bocznymi zchodami, przeszliście przez plac do przeciwległego budynku, mijając kilku żołnierzy, wyglądał dość obszernie, z kilkoma kominami, z których buchał czarny dym. Wszedłeś do neigo, chłopak dziwnie zniknął. Ujrzałeś przed sobą szerokie stoły po kilkanaście, ułożonych w kilka rzędów, przy których jedli żołnierze. Smiali się i rozmawiali, jedząc wojskową grochówke i kilka krwistych kotletów na łeb. "Bo najedzony żołneirz, to dobry żołnierz!" jak głosi motto armi Wolfenburgu.
*** Sigfried ***
Ku twojemu zdziwieniu, obydwaj męzczyzni przeszli bez słowa obok ciebie. Już robileś w gacie, co? No nic, ściemniało się troche, pora wracać do zakonu, ale... gdy tak szedłeś, zobaczyłeś mosięzną figure smoka, wystawioną przed sklepem. Był dość ładny, acz troche ciężki. Sklep ten ów okazał się ksiągernia, o czym świadczył symbol książki na szyldzie.
Morter de Lunarus
Wysłany: Śro 22:42, 10 Sty 2007
Temat postu:
wyciągam z kieszeni jakiś drobiazg, np rużaniec i upuszczam go na ziemię... Schylam się po niego i podnosze jednocześnie wyciągając z cholewki sztylet (nieparaduje przecież z młotem na zakupach...) Udje że niezwracam na nich uwagi, i powoli jakby się modląc idę w ich stronę...sztylet trzymam tk, by niebyło go widać...
Kayas
Wysłany: Wto 17:24, 09 Sty 2007
Temat postu:
- Jak to w spokoju? Samemu? Żaden fraga nigdy nie będzie jadł sam! Dajcie mi jeść z żołnierzami!
Dziwne zwyczaje- pomyślał Gaffin i trasnał pięścią w stół.
- Ja nie bedę jał sam, jak więzień. Nigdy.
Gaffin pamietął straszny tydzień koszarniaka, kiedy jego pułk trenował czworobok, a on tęsknie patrzac na nich przez okno wcinał chleb...
RevaN
Wysłany: Wto 16:53, 09 Sty 2007
Temat postu:
30 dzień 2 miesiaca czasu Sigmara 2541 roku.
*** Lergon ***
Pachołka niema, ale poczułeś przyjamna woń pieczeni, toteż wiedziony jej zapachem zszedłeś na parter i powęrowałeś prosto przez korytacz do drzwi. Otworzyłeś je i wszedłeś do kuchni. Kilka osób przerwało swoją prace. Znajomy ci pachołek podbiegł do ciebie i powiedział:
- Pan zgłodniał? Prosze wracać do swojej komnaty, właśnie przygotowywujemy posiłek... - zaprowadził cię na korytarz.
- Panie, niebezpiecznie jest chodzić samemu po tym samku, panie! A nuż sie baron nawinie i coś złego ci zrobi! Pan pójdzie do pokoju, a ja panu przyniose pyyyszną kolacje! - jak powiadział tak zrobił, zaprowadził cię do twojej komnaty na 2 piętrze.
Chwilę potem już przed twoimi drzwiami stał cały tabun ludzi. Gdy im otworzyłeś, wparowali wręcz do pokoju, rozstawili na środku spory stuł, nakryli, przyniesli nawet krzesło! Rozstawili kilka większyh i mniejszych naczyń.
- Pan życzy sobie zjeść samemu? - zapytała gruba kucharka.
*** Kaltirka ***
Nawet nie otworzyłeś drzwi, a za nimi pojawił się cały personel. ( Tu podobna sytuacja co u Lergona).
- Może pan ma ochote zjeść w spokoju? - zapytała kucharka po twojej prawicy, a przed stołem stanęło kilka sług.
*** Sigfried ***
Na głownej ulicy było słychać liczne nawoływania sprzedawców, zachwalających ich, jak to mówili, najlepszej jakości towar, chociaż to co tam widziałeś, daleko mijało się z prawdą. Szukałeś, ale niestety nie znalazłeś tego co chciałeś. Zrezygnowany skręciłeś w jedną droge, prowadzącą do klasztoru, albo tak ci sie zdawało... przeszedłeś kilka kroków, gdy nagle spostrzegłeś dwie ubrane na czarno postacie idące w twoim kierunku.
Morter de Lunarus
Wysłany: Śro 20:06, 03 Sty 2007
Temat postu:
Mam wolne popołudnie, więc zwiedzam miasto... Zaczynam przeglądać stragany... Nigdy niewiedomo co można na nich znaleźdź... Nieraz zdarzało się, że na zapyziałym straganie znajdowano wspaniałą broń, a nawet starożytne artefakty, które można było kupić po conie śmieci, bo sprzeadjący chłop czy kramaż niemiał najmniejszego pojęcia co sprzedaje... Szukam też kramów z jakimiś szpargałami, może gdzieś można kupić księgi?Manuskrypty? Nieraz się zdażało, że nieumiejący czytać chłop sprzedawał księge, która okazywała się białym krukiem... A może przynajmniej znajde jakieś świerze owoce??
[jeśli znajde coś ciekawego, to targuje się i biorę... Jesli nie, wracam do klasztoru i tam w swojej celi medytuje kilka godzin w nocy po czym idę spać...]
Kayas
Wysłany: Śro 18:45, 03 Sty 2007
Temat postu:
- Sami macie dziwne imię...
Spojrzałem na pokój. Pokój jak pokój. Rzuciłem tobołek w kąt, poczym zruciłem z siebie płaszcz. Rozpaliłem w kominku, poczym walnałem sie na łóżko i chwilę podrzemałem. Potem wyszełem i udałem sie do jadalni po coś do jedzenia.
gucio
Wysłany: Śro 18:18, 03 Sty 2007
Temat postu:
Rozglądam się po pokoju. Sprawdzam czy za obrazami nie ma niczego cennego...Ogladam meble. po chwili wychodzę z pokoju i udaje ze kogoś szukam. Tak naprawdę chce zwiedzić cały zamek aby wiedziec na czym stoje...
Schodzę po schodach i cały czas wypatruje pachołka albo kogos kto tu pracuje. Dochodze do korytarza... Oglądam wszystko i zaczynam być powoli zmęczony. Powolnym krokiem idę do pokoju mając juuz opracowaną drogę ucieczki. Ale zaraz...
Przeciez w moim pokoju jewst okno myslę sobie... Może w razie czego ono mi posłuży pomocą?
dochodze do pokoju i otwieram dzrwi. Bardzo cicho wślizguję się do środka i opadam na jakies krzesło... Jednak nie te lata aby tyle podróżować. Ale co mi tam... Podchodze do okna i rozgladam się szukając jakowej drogi ucieczki. Zaraz potem z natłokiem mysli kłębiących się w mojej głowie podchodze do łóżka zdejmuję mój pas i kładę go pod poduchą. Zaraz potem ze stekiem padam na łóżko. Zaczynam marzyć... Potem śnić. Budzi mnie dopiero poranne słońce...
Przeciagam się i wychodzę z pokoju zakładając w pośpiechu mój pas... Wychodzę na korytarz. Rozgladam się za pachołkiem poniewaz mój żołądek daje już o sobie znać. zaczynam go nawoływać...
RevaN
Wysłany: Śro 17:59, 03 Sty 2007
Temat postu:
Ledwo tydzień trwało, nim wszyscy zebrali się w wyznaczonym miejscu... Było coś przed wieczorem, gdyż słońce prawie zachodziło nad wierzami Wolfenburga, oślepiając je spokojnym, żółtym blaskiem. Na północy było widać czarne chmury. Uff, jak dobrze, że nie musicie stać na zewnątrz...
*** Lergon ***
Chłopak stajenny, coś około 14 letni chłopak, bduny od stó[imgp do głów, z kawałkiem trawy w ustach odeprał lejce od twojego konia i zaprowadził go do stajni, gdzie dał mu się napoić, i najeść.
Podszedł do ciebie jeden ze zbrojnych strażników, wydać było wyrażnie, że miał wyższy status niz inni strażnicy miasta. Stalowe naramienniki, nagolenniki i buty, aż lśniły czystoścą, czego niemożna było powiedziec o jego kolczudze, brudnej i przerdzewiałej gdzieniegdzie. W lewej ręce tarcza, ze znakiem herbowym miasta, a w pochwie u pasa krótki, obosieczny miecz, robiony na modłę podobnych im, bretońskich.
- Witaj panie, oczekiwaliśmy na ciebie. Zapewnie... - kapitan rozwinał pergamin - pan Lergon? Jestem Hans vos Zerrich, kapitan straży. Miałem rozkaz wyczekiwać na gości, któzy mieli przybyć do zamku.
Strażnik zaprowadził cię przez otwarte drzwi. Wszedłeś do bardzo przytulnego, acz szerokiego i wysokiego korytarza, że można by pomyśleć, że to sala główna. Czerwony dywan zdobił podłoge, a kilku służących wzniecało akurat ogień w 6 kominkach, 3 po każdej stronie. Na ich kocu były żelazne drzwi.
Jeden ze sług podszedł do strażnika, lecz nei baczył się nic powiedzieć.
- Na lewo jest korytarz - wskazał ręką w twoje lewo. - Wejdz po schodach na 2 piętro, a na sa... zresztą sługa cię zaprowadzi. - spojrzał znacząco na pachołka. - Jutro z samego rana, radzę, abyś był na nogach. Nie wchodz proszę cię, do tych tam drzwi - wskazał głową żelazne drzwi na końcu korytarza.
Zaprowadził cię aż pod same drzwi, do pokoju znajdującego sie blizej schodów. Otworzył ci drzwi. Snop światła padał przez okno, zbudowane w stylu bretońskim (nasz romański) na drewnianą posadzke pośrodku pokojou. Dość przestronny, trzeba przyznać. Kilka dębowych mebli przy ścianach, 2-3 obrazy przedstawiajace jakieś malownicze krajobrazy, i jedno, hebanowe łoże... no i kominek na środku ściany na prawo od wejścia.. Wszędzie było pełno kominków, widocznie władca cenił sobie ciepło.
Gdy już tak się zaznajomiłeś z sytuacją, pachołek stanął na progu drzwi i zadał ci pytanie, jakobyś rzyczył sobie czegoś więcej.
*** Kaltirka ***
- Hmmm... to pewnie jeden z oczekiwanych gosci barona. Otworzyć bramy! - wrzasnął strażnik przed tobą do wrót.
Wrota otworzyły się, a twoim oczom ukazał się dziedziniec, a na jego srodku studnia. Po lewej zaś kuznia, razem ze zbrojownią i jakimś drewnianym zabudowaniem, połączonym z zamkiem, widocznie jakiś magazyn, a po prawej, na całej długości muru stajnie, a w nich zaledwie kilka boxów było pełnych. Natomiast na wprost przed tobą znajdowal się zamek, który wydawał się tobie złoty, gdy słońce padało na niego. Był to rzadki widok, wszakże tylko kilka razy w roku zdarza się słońcu tak świecić, a szczególnie, w taki sposób. Wysoki na dwadzieścia metrów, z jeszcze kilkoma strażnicami, na któryc dumnie powiewały zielone chorągwie. Gdy twoje oczy tak podziwialy tak ogromną konstruukcje, przed tobą stanął jakiś człowiek. Od razy domyśliłeś się, ze to może być kapitan straży, gdyż mało jaki strażnik nosi przy sobie miecz, a szczególnie z taką zdobioną głowicą.
Kapitan właśnie chował jakiś zwitek papieru.
- Witaj, Kaltirko. Troche dziwne imie, nawet jak na obcokrajowca. - rzekł póltonem. - Hans vos Zerrich, do usług. Widzę, ze nie próznował pan... to dobrze, baron lubi wcześniej zaczynać i wcześniej kończyć. Jutro poinformuję cię o dalszych planach, teraz idz się rozgość, o, twoim koniem zajął się już chłopak stajenny, zaraz przyjdzie pachołek, który oprowadzi cię po zamku.
W istocie tak było. Męzczyzna średniego wzrostu, z wąsami i bródką, sługa, jak poznałeś po ubraniu, zaprowaził cię do pokoju. jadalnia znajduje się na prawo, pierwsze drzwi, zza których był przyjemny zapach pieczeni. następne drzwi, to magazyn, kolejne to pomieszczenia służby. Wszedliście na pierwsze piętro. Męzczyzna otworzył drzwi, a ty wszedleś do pokoju. Pokoje niczym się praktycznie nie różnił od innych, no może tym, że niektóre nie miały okien, a inne większe łoża. Ty także dostałeś pokój przy południowej ścianie zamku, wprost z widokiem na dziedziniec.
(Pokój jak lergona.)
*** Sigfried ***
Zakon... hmmm... każdy, podobny do siebie, a jednak każdy inny. Jeden z większych budynków, a raczej kompleks budynków otoczonym białym murem położonych we wschodniej częsci miasta. Cały wykonany z białego kamienia kompleks, składający się z dziedzinca, świątyni w środku, a także stajniami, pokojami klaszotrymi, magazynem, jadalnią i kilkoma innymi przy murach. W dzień bramy były otwarte, gdyż to był jeden z największych kościołów Sigmara w okolicy. To wszystko miało stanowić narazie twoje miejsce pobytu. W tej chwili spacerowałeś ulicami miasta, omijając przeróżne kramiki, w większości płatnerskie i kuśnierzy, których, jak boga kocham, nigdy nie było tak wiele, nawet w dzień targowy. Wszakze, miasto duże, jednak mniejsze od Altorfu i wydawało się, po fortyfikacjach, a także, ogromnej dziurze w murze, stale reperowanej przez robotników, którą widziałeś, gdy pierwszy raz wchodziłeś do miasta nie dawały takiego poczucia bezpieczeństwa. Doszedłeś do bram zamkowych, prowadzących na zamek. Zaczepił cię pewien człowiek, ubrany w zabrudzoną kolczuge, długie, zamszowe spodnie, i kilka innych zbrojnych elementów, jak naramienniki, czy nagolenniki i buty. Uśmiechnął się do ciebie miło.
- Aaaaa... witaj, kapłanie, oby Sigmar czuwał nad nami. - lekko się zaśmiał. - widzę, że zadomowiłeś się już w okolicznym klasztorze, dobrze. Jestem Hans vos Zerrich, kapitan miejscowej straży. Jednak teraz nie możesz sie spotkać w władcą, jeśli masz takie zamiary, gdyż nie przybyli jeszcze wszyscy, którzy mieli przybyć. Gdy nadejdzie taka chwila, wyślę posłańca do murów zakonnych, obyś tylko był w pobliżu.
Kapitan zakończył szybko rozmowe i wszedł do zamku, znikając za drzwiami.
Gawain wylatuje z sesji za wrekwencje.
Morter de Lunarus
Wysłany: Śro 12:50, 13 Gru 2006
Temat postu:
Siegfried przebywał akurat w klasztorze. Było pochmurnie, deszcz siekał pod ostrym kątem... Każdy kto mógł chował się w ciepłych pomieszczeniach, lub choćby w przewiewnych krużgankach, byle tylko niestać na deszczu... Prawdziwa pogoda pod psem... Jedyne, co może zrobić w taką pogodę zwykły człowiek, to pić w przeludnionej karczmie, lub wyobracać jaką młodą dziewkę pod pierzyną... Siegfried niebył jednak zwykłym człowiekiem... Był akolitą Sigmara... Akolitą, który miał ambicje... Bardzo dużą ambicję... Dlategoteż nieustawał w ciągłym ćwiczeniu się... Był chyba jedyną osobą, która w tą pogodę z własnej woli wychodziła na zewnątrz... Co więcej Siegfried nie poprzestawał na wychodzeniu... W stalowym napierśniku zażuconym na grube szaty z twardego płutna klęczał na deszczu. Materiał nasiękał wodą i przyklejał się do ciała. Woda wlewała się pod napierśnik, który ciążył mu na ramionach, i który boleśnie ocierał skórę... Siegfried jednak odczuwał jakąś ekstatyczną rozkosz mogąc tak się trenować klęcząc po w błocie dziedzińca...
W pewnym momencie podbiegł do niego jakiś chłopiec kryjąc się przed deszczem pod peleryną.
-
Panie, Panie, ważna wiadomość dla Ciebie.
Nagle siegfried poruszył się. Błyskawicznym ruchem złapał chłopca za szyję. Zwrócił do niego swoją twarz, na której widok chłopiec mało niezemdlał... Była powykrzywiana, oczy wywrócone, w oczodołach świeciły białka oczu...
-Ile razy mam Ci powtarzać, byś nieprzeszkadzał Mi w modlitwach?!
Wybacz Panie, to ważne!! Panie, udusisz mnie!!
Siegfried otrząsnoł się. Jego tważ wróciła do normy, zwolnił uścisk i poklepał chłopaka po ramieniu...
-Niebój się, nic Ci się nie stanie... Pamiętaj jednak, by nigdy nieprzerywać kapłanom modlitwy, bo to może się źle skończyć dla Ciebie i dla niego... Bóstwo może sie rozgniewać... Skoro już przerwałem, chodźmy do środka... Niema potrzeby już moknąć... Po drodze opowiesz mi o co chodzi...
Śpiesznym krokiem odeszli z dziedzińca. Siegfried poszedł do swojej komnaty, gdzie chłopiec pomógł mu zdjąć napierśnik i przebrać sie wsuche szaty.
-Panie, przybył posłaniec, zostawił dla Ciebie zwój. Powiedział, że jest najwyższej wagi
Siegfried przeczytał wszystko uważnie.
-Poproś przełożonego, by się zemną spotkał. Przygotuj też moje żeczy. Sprawdź mojego konia, jeśli trzeba podkuj go. Nasmarój siodło, poproś, by w kuchni przygotowali dla mnie suchy prowiant, najdalej za trzy dni wyjeżdżam
Chłopiec patrzył się przez chwile, zastanawiając się, co było w tym liście
-No na co czekasz? Do roboty chłopcze, już!!
Siegfried był ostry dla nowicjuszy, wiedział, że wyjdzie im to tylko na dobre... W zakonie mogą zostać tylko najlepsi...
Wszystkie przygoowania szły sprawnie.
Siegfried porozmawiał z przełożonym wyjaśniając, że musi opuścić szybko klasztor, mimo że miał zostać jeszcze miesiąc, i wyjechać do wolfenburga. Niewyjawiał szczegułów, a przełożony niepytał... SIegfried poprosił także o polecające listy, by mógł zatrzymać się w tamtejszyk klasztorze, i by niedawano mu tam żadnych zadań...
Po trzech dniach wyruszył w podróż. Nietrwała ona zbyt długo... Gdy dotarł do Wolfenburga i zatrzymał się w tamtejszej siedzibie zakonu. Potem udał się na spotkanie, w miejsce wyznaczone w liście.
Kayas
Wysłany: Pon 21:35, 11 Gru 2006
Temat postu:
- Wolfenburg? Drahzug, nie maja już wojska?
- Nie przeklinaj, Gafin. Nie mam pojęcia, dostałem tylko wiadomość, że mam przysłać najlepszego ze swoich Ghardz.- odparł wysokiemu Kislevczykowi książe Gorfug, zarządca Gron-Parag.
- Jest wielu Ghardz, czemu ja?
- Bo jesteś jednym z najlepszych, a do tego najsilniejszym i największym ze wszystkich fraga po tej stornie morza.
- Ależ książe, co z kampanią?
- Dadzą sobie radę, dowództwo przejmie Krajul-ghardz.
- Tak, to dobry woj. Wyruszę jak najrychlej, Gorfug-maar.
- Szcześliwej drogi, Gafin-ghardz, niech kamienie prostują się na twej drodze.
Parę dni potem Kaltirka zajechał pod bramy Wolfenburga
- Gafin-ghardz, oficer wojsk Herna Gorfug-maar, prosi w imieniu swego Herna i Dorrfert, aby otworzyć przed nim Grann Wolfenburga.
Kaltirka spojrzął na osłupiałego strażnika, poczym zawołał.
- Drahzug, wybacz, acz nie przywykłem do waszego Her, języka. Jestem Kaltirka zwany Gawinem, oficer wojsk księcia Gorfuga, i w imieniu jego i mego klanu, proszę o otwarcie wrót.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin